Dołączył: Pią Sie 03, 2007 11:54 Posty: 388 Skąd: Osowa
Wysłany: Nie Cze 17, 2012 1:20 Temat postu: Kanał Koryncki....
To nie będzie opowiadanie o kanale korynckim - właściwie to niewiele o nim wiem .....)))
Tyle co to ze wykuli go francuzi pod koniec 19 wieku chyba i skrócił gdzieś tam żeglugę. I chyba któryś z rzymskich cezarów
chciał też to zrobić ...ale nie zdążył. A wogóle to jest piękny i warto tamtędy przepłynąć.
Był rok 1977 i sand był 2mech. na przepięknym polskim statku o dumnej nazwie "Ostrołęka" Włóczyliśmy się po morzu Śródziemnym - niby linia ... a tak prawdę mówiąc zbieraliśmy ładunki gdzie się dało..
Statek był piękny - takie kiedys budowaliśmy i mieliśmy...
Seria - Radzionków , Hel i td...
Wykonanie , wyposażenie , automatyka nie ustępujące światowym trendom....
Płynęliśmy gdzieś z Turcji w kierunku zachodnim do Włoch ...
Pogoda była .. marzenie , gładź morza .. bez wiatru , ciepło i w sumie nudnawo...
Coś obudziło mnie nad ranem ... cisza....
po prostu cisza .... nie pracował silnik główny....
Zerwałem się z koi i .. zawsze to samo ... prosto do maszynowni ....
Trzeci mech - była to jego wachta .. i pamiętam jak dzisiaj jego zmierzchwioną brodę .. powiada mi .. "Nie wiem second
co się stało .. nagle huk i stop..."
Tysiące myśli zaczęło przebiegac mi przez głowę - co się mogło stać??????
Andrzeju .. co jest usłyszalem ... przy mnie stał chieff.. na biało ))) jak zawsze........
Nie wiem ... zaraz zobaczę ....
Był blady i poddenerwowany jak to on)))
Wiesz .. powiedział podchodzimy na rede pod ten kanał koryncki .. jest niebezpiecznie.
Dobra ... chwilka .. muszę pomyslec......
Szybko wyeliminowałem zdarzenia niedorzeczne ... kazałem sprawdzic chłopakom co było do sprawdzenia i po paru
minutach mialem to co chciałem miec....
Urwał się łańcuch rozrządu.
I lezał biedak urwany na dnie komory w której pracował a silnik po prostu stanął)))
Niewtajemniczonym powiem ze jedno ogniwo tego łańcucha było wielkości wiadra a on sam ważył parę ton.
Był już prawie świt ... przyszedł kapitan ....
Kapitan Franz Sz. to osobna opowieść))) Ale przyszedł i wypowiedział jedno zdanie ... zrobicie to??
Chieff spojrzałał na mnie ....
OK - 3 godz i skuję ten łańcuch i ruszamy ...
dobra .. powiedział , odwrócił się i poszedł ...
dasz radę spytał chieff...
dam...
ok..
Poszło szybko , skułem to ogniwo ( miałem nowe zapasowe ) , flaszencugiem podnieśliśmy ten łańcuch do góry , nałożylismy na koła zębate rozrządu. Potem wg. instrukcji nastawa rozrządu na znaki na kołach...
I po 2 godz wystartowałem ... wolno naprzód)))))
Ktoś przytaskał jakieś piwo albo coś mocniejszego .. nie pamiętam)))
Wchodziliśmy na redę tego całego kanału korynckiego ... i braliśmy pilota.
co dalej będzie potem))))
sand
Dołączył: Pią Sie 03, 2007 11:54 Posty: 388 Skąd: Osowa
Wysłany: Nie Cze 17, 2012 13:13 Temat postu: Re: Kanał Koryncki....
co było dalej??)))
Ok - całą pozostałą część wachty łaziłem wkoło tej komory łańcuchowej nasłuchując czy wszystko jest ok .. i było ok.
O 12 zmienił mnie 4 mech. - przykazałem mu doglądać wszystko szczególnie starannie i wyszedłem na pokład...
Wrażenie było niesamowite - wolno sunęliśmy dość wąskim kanionem , pomiędzy dwoma kamiennymi ścianami .
Urodę ich potęgowały wstęgi warstw geologicznych o różnych odcieniach beżu , brązu i popieli... Gdzieniegdzie tkwiły
w zakamarkach tych ścian jakies drzewka , krzewiny czy tez kępy innej zieleni. Woda przezroczysta do bólu ..))
z odcieniem szmaragdu .. nad tym wszystkim błękitne bezchmurne niebo . Czasem wpływaliśmy w strefę cienia , wtedy
te wszystkie kolory zmieniały odcienie by za chwilę rozblysnąć na nowo w pełni słońca...)))
Byłem tak skonany że po prostu walnałem się na plecach na klapie od 4 ładowni i leżałem z głowa skierowaną ku niebu i
wierzchołkom tych ścian Przymknąłem oczy .. było nieskończenie ... bosko . Cisza absolutna , tylko drgania kadłuba
któremu energii udzielał pracujacy na "bardzo wolno naprzód" silnik......
W pewnej chwili poczułem ze ktoś przy mnie stoi ... Otworzyłem oczy ..
Pan Bolek - steward kapitański - starszy pan w śmiesznej białej , trochę za malej na niego marynareczce i czarnych spodniach.
Stał nade mną z tacą w ręku i z przewieszoną przez tę rękę białą serwetką ...
Na tacy królowała butelka whiskey "Chivas Regal" stała szklanica i naczynie z lodem .
Ukłonił się , nalał do tej szklanicy z tej flaszki , wrzuciwszy uprzednio parę kostek lodu.
Jednocześnie skierował głowę w kierunku mostku ... podążyłem wzrokiem w tym kierunku i zobaczyłem na skrzydle mostku
kapitana . Stał tam , popatrzył w naszym kierunku i skinął głową....
Rozbujawszy w dłoni szklanicę z tym niebiańskim napojem wypiłem ją po prostu prawie duszkiem...profanacja ... ale niech tam.
Pan Bolek spojrzał na mostek ponownie . Kapitan tkwił tam nieporuszony i znowu zobaczylem kiwnięcie głowy ...
Nalał ... double ...)))
Teraz juz trzymałem szklanicę w dloni i delektowałem się chłodem , kolorem i obiecującym zapachem .....
Pan Bolek ukłonił się odwrócił i oddalił z sobie właściwą godnością ... i z tą flaszką......i resztą lodu...))))
Kapitana też nie było już na skrzydle. Wiadomo jazda z pilotem ...
Kapitan Frantz Sz. był dziwnym człowiekiem . Wychowany w tradycjach pruskiej marynarki , marynarz z krwi i kości ,
samotnik , niesamowity wróg alkoholu . Czlowiek trzymający na statkach którymi dowodził niesamowity dryl i porzadek.
On prawie wogóle nie wychodził na ląd - nawet w Polsce.....
Nie miał żadnej bliskiej rodziny - dla niego istniały tylko te Jego statki.....
A ta whiskey to był najlepszy napój jaki zdarzyło mi się pić ... w całym życiu ...
Ze względu na to ze to od Niego ... i w takich okolicznościach ....
sand
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.